26.09.2011

Bileciki do kontroli.

Witam po chwilowej przerwie :). Ostatnio od czasu do czasu muszę przebywać w Krakowie, stąd nie miałam za wiele czasu, ale plus jest taki że wszystko jakoś zaczyna się mi układać. Miałam ostatnio zabawną sytuację. Gdy wracałam z koleżanką wieczorem autobusem, oczywiście skasowałyśmy bilety i wygodnie się usadowiłyśmy. Było parę minut po 19.00, a do autobusu wchodzą "kanarki". Oczywiście zapomniałam w której części mojej garderoby mam bilet. Pan kontroler stał nade mną a ja w tym czasie: przeszukałam sweter, kieszonki na tyłku, wyciągnęłam wszystko z torebki i powierzyłam mojej współtowarzyszce. Wkońcu patrzę a na samym dnie leży bilet! Wyciągam a tu...17.40! Jednak to nie ten :) Pan "kanar" prosi mnie o dokumenty, a ja odmawiam i dalej szukam. Ludzie dookoła na pewno myśleli że złapał gapowiczkę, ale ja się nie poddaję i wciąż szukam. Okazało się, że mam jeszcze jeden w kieszonce na zamek. Wyciągnęłam, nie patrząc na datę czy godzinę, i podaję mu. Zapytałam z uśmiechem: - To ten? On próbując mnie wystraszyć, zachował kamienną twarzą, ale odpowiedział: - Udało się Pani, dowidzenia.

A tak po za tym to w środę idę na 2 godziny przyuczenia w sklepie z ekologiczną żywnością, po tym jak wyczerpał mnie szef tego sklepu pół godzinną rozmową. Chyba nigdy w ciągu pół godziny tyle nie nakłamałam :). No ale cóż, czego się nie robi żeby mieć pracę. Pewnie z tego co mówiłam, wg niego moje życie to jedna wielka ekologia (chciałabym :D).

Kiedy opuszczałam Kraków zrobiłam masę zdjęć. Przyjemnego oglądania!